Dlaczego nie możemy grać jak Kostaryka?

Dlaczego nie możemy grać jak Kostaryka?

Podobnie jak większość polskich kibiców, oglądając Mistrzostwa Świata w Brazylii, uświadamiam sobie gdzie w tym momencie jest nasza piłka. Zachwycamy się polskimi akcentami. Polskimi? Bo bramkę strzelił Costly, a asystował Junior Diaz? To raczej pięknych wspomnień czar, gdy polski klub potrafił ściągnąć obcokrajowca, który wywierał realny wpływ na grę zespołu.

W naszej lidze gra ponad stu obcokrajowców. Gra? To chyba trochę mało trafne określenie. Uznajmy, więc, że mniej więcej tylu jest obecnie zakontraktowanych. Ilu z nich wywiera znaczący wpływ na swoje zespoły? Ilu z nich wyróżnia się czymś szczególnym?

Przypadki Daniego Quintany i Miro Radovicia to rzadkość. Oczywiście mógłbym godzinami rozwodzić się nad problemem naszej ligi i jej bezpośredniego wpływu na to co prezentujemy na arenie międzynarodowej, ale problem został zdiagnozowany już dawno. Tak samo jak i rozwiązanie, jednak o tym nie chce słyszeć nikt. Ani piłkarze, ani działacze, trenerzy, a tym bardziej prezesi i agenci.

Odejdźmy jednak od sprawy establishmentu, który niszczy polską piłkę. Kiedy oglądałem mecze Kostaryki, czy chociażby takiego Iranu (bardzo konsekwentnego w defensywie) zadawałem sobie pytanie: Dlaczego my nie możemy tak grać? Co stoi na przeszkodzie?

Przede wszystkim przestańmy narzekać na braki kadrowe. Mamy silniejsze reprezentacje od wielu drużyn, które zagrały w 2010 roku, ale i od tych które grają teraz. Kto mi powie, że personalnie jesteśmy słabsi od takiej Bośni, czy Grecji? Chyba nikt taki się nie znajdzie. O Kostaryce już nawet nie wspominajmy.

Ich dobra gra i wyniki (może z wyjątkiem Grecji, której wyjątkowo nie lubię oglądać) biorą się z czegoś więcej. Tomasz Hajto nazwałby to ,,Teamgeist’’, ale nie tylko o ducha drużyny chodzi. Chodzi o charakter, zaangażowanie, zgranie. O to, że nie jesteśmy drużyną, w której jeden odda zdrowie za drugiego. Gdzie za jeden faul na naszym odpowiada się pięcioma na przeciwniku. Najlepiej było to widać w trakcie naszych spotkań z Ukrainą. Z niezwykle walecznym i zgranym zespołem.

Przestańmy więc narzekać na brak odpowiednich narzędzi. Zastosujmy się do dewizy Leo Beenhakkera, który nakazał nam dostrzegać lepsze strony każdej sprawy. I tak też było. Dzięki tej mentalności Holendra Mariusz Jop był w stanie powstrzymywać Portugalczyków, a Ebi Smolarek stał się napastnikiem, który przyćmił Nuno Gomesa. Dzisiaj Lewandowski nie musi niczego udowadniać. Przede wszystkim musimy stworzyć drużynę, a w niej atmosferę. Tej nie stworzą wypady na pontonie, czy wycieczki do ZOO. Piłkarze sami muszą do siebie dojść, stworzyć zgraną grupę, a dołączanie do niej farbowanych lisów dodaje tylko niesmaku. Jeśli będzie drużyna, będzie można stworzyć zespół, który zrobi wszystko żeby Robert Lewandowski miał więcej niż jedną, czy dwie okazje na mecz. Jeśli to uda nam się zrobić to będziemy wygrywać, bo to powinna być nasza karta przetargowa.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości